środa, 1 lipca 2009

Bielany / Koło Sobota 5:50 rano.





Przeżywam teraz zachwyt Polską. Głęboki i niekłamany. Niemniej zachwyt, to nie jest zaślepienie. Przełom czerwca i lipca. Wracałem z lasu. Las teraz jest piękny i zachwycający. „ Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las.”
Nie był to zwykły las, były to Palmiry. Włączył mi się „szwędacz” (skądinąd urocze określenie? Czyż nie? ) i trochę się poszwędałem. Wstawał dzień, ptaki śpiewały jak oszalałe. Gęsta zieleń przetykana wilgocią i lepką, niepokojącą obecnością setek dusz ludzi, którzy tam nagle umarli a jeszcze o tym nie wiedzą. Nasz przyczynek do żarliwej modlitwy za ich spokój i zbawienie. A do tego miarowe z niczym nie porównywalne brzmienie motocyklowego singla...
No może porównywalne z mruczeniem kobiety...

Był jeszcze czas, więc żwawo przeskoczyłem do Wa-wy na Bielany. Postanowiłem zobaczyć jak ulica Koło wygląda o świcie. Otóż - wygląda normalnie. Wszędzie drepczą jakieś dziwne indywidua z pieskami. Np. Pani „Pufcia” (55+), co do której jestem pewien, że karmi pieski tartą polędwiczką wołową, poi wodą oligoceńską a w chłodniejsze dni zakłada mu buciki i kaftanik. Mało tego – rozmawia z nim, znajdując wdzięcznego powiernika swych myśli i życiowych rozczarowań. On jej zaś cierpliwie słucha. Pani Pufcia obdarzyła mnie czują uwagą, taką jaką zawsze ma w zanadrzu gorliwa aktywistka straży osiedlowej. A może ja snując się powoli po osiedlu nastaję na jej „Kropeczkę ? ” Jej pieska znaczy się. Kontrapunktem do Pani Pufci, byli zmęczeni mężczyźni o twarzach będących ikonami beznadziei. Na ich ziemistych twarzach podkreślonych głębokimi bruzdami nie widać było jakiegokolwiek celu i tylko ta udręka codziennego trwania we własnym jednoosobowym więzieniu... Po co idą? Dokąd? Nie wiem? Gdyby to było w latach '70 Ernest Bryll napisał by Kolędę Nockę. Jak to było:
„... w kieszeni chleb ze smalcem ściśnięty boleśnie w kawał gazety gdzie każda litera tak rozmazana, że nie dojdziesz teraz, czemu to tak bardzo późno choć niby tak wcześnie...” Ale teraz? W roku 2009? Skąd ta udręka?

No i alkoholicy. Na tych zawsze można liczyć. Z tą swoją biologiczną zabójczą punktualnością wspartą pięciozłotówką wygrzaną w dłoni. „Już za chwileczkę , już za momencik piątek z Pankracym zacznie się kręcić..” idą jak na Rajd Monte Carlo. Prawdziwy zlot gwiaździsty. Jedni idą raźno, inni mniej raźno. Weterani z mózgami niczym ażurowa gąbka idą ze sztywną gracją tranzystorowych robotów jakie zdobiły pierwsze filmy Georga Lucasa. Ziiiuuuu Bzzzzz ziuuuu, bzzzzzz, ziuuuu.... Tyle że nie mrugają kolorowymi lampkami. Ale za to są poobijani niczym robot Wally z roku 2008. Wbrew pozorom, to dość pogodna i rozdyskutowana grupa ludzi. 5:55... No cóż, szczęście jest tuż o krok....300 sekund..

Widziałem też bazę karetek pogotowia a w niej przystojnych rześkich mężczyzn, kierowców, sanitariuszy, ratowników i lekarzy. Rześcy tym poczuciem misji, jakie nadaje głębszy sens życiu i błogie poczucie satysfakcji. Widziałem też dwie młode dziewczyny, radosne i roześmiane tą nie zmąconą niczym radością, kiedy nie przeczuwa się istnienia terminów depresja i samotność, a nawet jak się je gdzieś zasłyszało, to leżą one w schowku słów abstrakcyjnych, razem ze słowami podagra, isjasz, muszkiet i dalekopis. Dziewczyny były naturalnie piękne, szczerze roześmiane ciekawe świata i płodne. Słowem - razem z przystojnymi ratownikami, nadały piękną równowagę temu światu

Na takich osiedlach osobliwie wzruszają mnie samochody. Są tak trochę jak ludzie. Przyciężkie i lekkie, eleganckie i prostackie, modne i niemodne, nowe i stare. Z tym że zawsze bardziej interesowały mnie auta z historią. Takie niby zadbane, ale rosnący koło auta chwast jasno pokazuje, że coś się dzieje. Może właściciel wyjechał? A może choruje? A może jest zapracowany? A może właśnie od trzech miesięcy leży wpatrzony w sufit i powtarza „ jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... jestem Stefan...jestem Stefan... „ Ale że się jeszcze nie rozkłada, więc sąsiedzi nie reagują... może tak jest?

A może jest od pół roku buddystą trwającym w tantrycznym orgazmie jaki jest wynikiem prawdziwego, pełnego kontaktu ze swoimi zmysłami? I nagle te wszystkie brednie jak model auta, marka OC, AC, NW, radioodtwarzacz na płyty DVD i wbudowany bluetooth stały się jedną wielką brednią i odpłynęły w niebyt? Niebyt, którego pierwszym i już nieodwołalnym zwiastunem jest krzaczek, który urósł koło Koła :)

Poza tym mnóstwo samochodowego pospólstwa. Bezbarwne, znaczy się białe Ople Corsy, Astry, Fordy Focusy, pseudo awangardowe Citroeny C3, banalne Peugeoty, przerażająco użytkowe Renault i sporo Fiatów Uno. Te ostatnio - niepokojąco często bez powietrza w kołach.

Widziałem też jednego jedynego bordowego Jaguara. Czyżby mieszkała tam Beata Tyszkiewicz? A może przystojny tłumacz literatury iberyjskiej, pachnący tytoniem, koniakiem i testosteronem smakosz życia? Czuły w dotyku, rozważny w słowach, ufny w miłości? Może, bo nie chce mi się wierzyć że to samochód starego cinkciarza.
A może....
Powoli skierowałem się do domu. Żałując tylko, że na całym tak dużym osiedlu nie ma ani jednego miejsca, gdzie można by wypić filiżankę dobrej kawy... Pyszne latte macchiato tak pięknie komponowało by się z tym dżdżystym porankiem o 5:50 rano na Bielanach.. No ale cóż.

frycz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz