
Chodzi mi po głowie, pewna historia...
Moja Babcia, Babcia Wanda, była bardzo dobrą kobietą. Barwną, silną, z charakterem, i jednocześnie wyczuloną na ludzką niedolę. Nie będę opisywał ze szczegółami jak pomagała w w czasie najczarniejszej nocy stalinizmu Zakonowi Orionistów. Podam tylko jeden przykład. Mieszkaliśmy w miejscowości Sommerfeld, (obecnie Lubsko) w której to Babcia była szanowaną żoną Pana Doktora – czyli Panią doktorową. Tak mówili na nią ludzie. I ta Pani doktorowa usłyszała, że pewna kobieta ma problemy finansowe. Było upalne lato i Babcia zawinęła równowartość obecnych 500 PLN w kamień, owinęła to gumką recepturką i wrzuciła tej kobiecie przez otwarte okno. Wiem bo na całą „akcję” wzięła mnie – wnuczka ze sobą. Ten dom jeszcze stoi przy ulicy XX-lecia PRL. Potem ta kobieta chodziła po mieście i opowiadała, że modliła się do Panienki Najświętszej i stał się cud! A przyszła nam o tym opowiedzieć rozemocjonowana sąsiadka,” Pani doktorowo – stał się cud!..”
A babcia wysłuchała i tylko się uśmiechała, bo z przekonań była raczej ateistką. Owszem, może jest jakaś tam siła wyższa, ale: „jak się samemu czegoś nie zrobi to porządnie zrobione nie będzie, i tyle... Poza tym po co Jezusikowi d.. zawracać ..”
Pamiętam kiedy Babcia zrobiła ten „cud” przyszedł dziadek, i zapytał „a gdzie pieniądze” a babcia na to „Felutek, inni potrzebowali bardziej...” Dziadek tylko westchnął, po czym wieczorem siedzieli przy „kawce” i grali w karty.. Wprawdzie mieliśmy wtedy na owe czasy super nowoczesny telewizor Orion Delta, ale Babcia uważała telewizję za rozrywkę plebejską. Ot czasem czwartkowa Kobra, jakiś mecz i tyle...
Minęło wiele lat. Babcia była już dawno w niebie, w które nie bardzo wierzyła...
Ja zaś byłem wtedy japiszonem i pracowałem w dużym zachodnim koncernie. Była surowa zima . Zaparkowałem służbowe auto i poszedłem do restauracji Fridays. Dawali tam wielkie pyszne doskonale wysmażone steki. Po pracy, o 20 fajnie sobie pójść z przyjaciółmi na taki spóźniony ni to obiad ni to kolację. Dużo dobrego jedzenia, towarzystwa i energii. Wtem przypomniałem sobie, że na siedzeniu auta zostawiłem portfel i telefon. Wybiegłem w samej tylko koszuli na parking, i tylko kątem oka zauważyłem, że ochroniarz wrzuca z przedsionka knajpy staruszkę, która chciała się tylko ogrzać w strumieniu gorącego powietrza z tak zwanej kurtyny powietrznej. Zwróciłem na to uwagę, gdyż ta stara kobieta była archetypem wiejskiej staruszki. Nie miejskiej, tylko właśnie wiejskiej. Pokornej kobiety, w kolorowej chuście. Kobiety, która każde zdarzenie przyjmuje jako dopust Boży.
Kiedy wracałem kobieta w chuście znikała w mroku i śnieżnej zadymce. Dogoniłem ją w samej koszuli, wygarnąłem z portfela wszystek bilon jaki miałem, bo tylko bilon miałem, otworzyłem jej dłoń i wsypałem.
Kobieta w chuście, złożyła dłonie i powiedziała: „Ooooo, Babcia Wanda? Prawda?....” Po czym uśmiechnęła się ciepło i zniknęła w mroku... Ja stałem minutę jak wmurowany.... Ta historia wraca do mnie raz na kiedy, nieodmiennie budząc silne emocje.
Czasem los daje nam prosty znak... Kiedyś pewnie go zrozumiem..
Ale to tak naprawdę??
OdpowiedzUsuń21 year-old Software Consultant Stacee Pullin, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Kayaking. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". dlaczego nie dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń