niedziela, 20 czerwca 2010



Chodzi mi po głowie, pewna historia...

Moja Babcia, Babcia Wanda, była bardzo dobrą kobietą. Barwną, silną, z charakterem, i jednocześnie wyczuloną na ludzką niedolę. Nie będę opisywał ze szczegółami jak pomagała w w czasie najczarniejszej nocy stalinizmu Zakonowi Orionistów. Podam tylko jeden przykład. Mieszkaliśmy w miejscowości Sommerfeld, (obecnie Lubsko) w której to Babcia była szanowaną żoną Pana Doktora – czyli Panią doktorową. Tak mówili na nią ludzie. I ta Pani doktorowa usłyszała, że pewna kobieta ma problemy finansowe. Było upalne lato i Babcia zawinęła równowartość obecnych 500 PLN w kamień, owinęła to gumką recepturką i wrzuciła tej kobiecie przez otwarte okno. Wiem bo na całą „akcję” wzięła mnie – wnuczka ze sobą. Ten dom jeszcze stoi przy ulicy XX-lecia PRL. Potem ta kobieta chodziła po mieście i opowiadała, że modliła się do Panienki Najświętszej i stał się cud! A przyszła nam o tym opowiedzieć rozemocjonowana sąsiadka,” Pani doktorowo – stał się cud!..”
A babcia wysłuchała i tylko się uśmiechała, bo z przekonań była raczej ateistką. Owszem, może jest jakaś tam siła wyższa, ale: „jak się samemu czegoś nie zrobi to porządnie zrobione nie będzie, i tyle... Poza tym po co Jezusikowi d.. zawracać ..”
Pamiętam kiedy Babcia zrobiła ten „cud” przyszedł dziadek, i zapytał „a gdzie pieniądze” a babcia na to „Felutek, inni potrzebowali bardziej...” Dziadek tylko westchnął, po czym wieczorem siedzieli przy „kawce” i grali w karty.. Wprawdzie mieliśmy wtedy na owe czasy super nowoczesny telewizor Orion Delta, ale Babcia uważała telewizję za rozrywkę plebejską. Ot czasem czwartkowa Kobra, jakiś mecz i tyle...

Minęło wiele lat. Babcia była już dawno w niebie, w które nie bardzo wierzyła...

Ja zaś byłem wtedy japiszonem i pracowałem w dużym zachodnim koncernie. Była surowa zima . Zaparkowałem służbowe auto i poszedłem do restauracji Fridays. Dawali tam wielkie pyszne doskonale wysmażone steki. Po pracy, o 20 fajnie sobie pójść z przyjaciółmi na taki spóźniony ni to obiad ni to kolację. Dużo dobrego jedzenia, towarzystwa i energii. Wtem przypomniałem sobie, że na siedzeniu auta zostawiłem portfel i telefon. Wybiegłem w samej tylko koszuli na parking, i tylko kątem oka zauważyłem, że ochroniarz wrzuca z przedsionka knajpy staruszkę, która chciała się tylko ogrzać w strumieniu gorącego powietrza z tak zwanej kurtyny powietrznej. Zwróciłem na to uwagę, gdyż ta stara kobieta była archetypem wiejskiej staruszki. Nie miejskiej, tylko właśnie wiejskiej. Pokornej kobiety, w kolorowej chuście. Kobiety, która każde zdarzenie przyjmuje jako dopust Boży.
Kiedy wracałem kobieta w chuście znikała w mroku i śnieżnej zadymce. Dogoniłem ją w samej koszuli, wygarnąłem z portfela wszystek bilon jaki miałem, bo tylko bilon miałem, otworzyłem jej dłoń i wsypałem.
Kobieta w chuście, złożyła dłonie i powiedziała: „Ooooo, Babcia Wanda? Prawda?....” Po czym uśmiechnęła się ciepło i zniknęła w mroku... Ja stałem minutę jak wmurowany.... Ta historia wraca do mnie raz na kiedy, nieodmiennie budząc silne emocje.

Czasem los daje nam prosty znak... Kiedyś pewnie go zrozumiem..

2 komentarze:

  1. 21 year-old Software Consultant Stacee Pullin, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Kayaking. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à-Dos Steam Runabout "La Marquise". dlaczego nie dowiedziec sie wiecej

    OdpowiedzUsuń