poniedziałek, 14 czerwca 2010
Bodhisattva in metro :)
To cudownie pozytywny film. Wiele razy zdyskontowałem go szkoleniowo. Dzisiaj w Warszawie pada, smutno tak, więc piszę raporty dla Klient, pachnie dobra kawa, a ja w międzyczasie zobaczyłem go już dwa razy. Bodhisattva to człowiek oświecony prowadzący innych ludzi do oświecenia. Bodhisattva nie szuka zbawienia wyłącznie dla siebie, ale przede wszystkim pomaga innym, dzięki praktyce doskonałości daru, moralności, cierpliwości, wysiłku, koncentracji i mądrości. Słowem poświęca czas dla dobra wszystkich istot. Oglądam filmik i przecieram załzawione oczy. Przypomniało mi się szkolenie które miałem kilka lat temu dla dużej firmy. Firma zaprosiła swoich handlowców terenowych na szkolenie, nie zapewniając nic. Ani kawy, ani napojów, ani pizzy chociażby na lunch. Słowem siedziało ze 30 wkurzonych młodych ludzi w przeszklonej salce w której nie było klimatyzacji. A może była, ale „Pan Zenek” - konserwator zapodział pilota.
Ci młodzi ludzie weszli w konflikt z kierownikiem, który się wił jak piskorz. Z jednej strony nie mógł załatwić nic bo w istocie był przestraszonym Panem Nikt w przykusym garniturku, a z drugiej widział złość podwładnych, których z minuty na minutę bardziej wkurzał. Nie mogąc ryknąć na nich, ryknął na mnie: proszę zaczynać szkolenie! Ale na sali nie było zamówionego rzutnika i ekranu, co pogłębiło złość kierownika. Ale o nic. Postanowiłem mu pomóc. Zdjąłem marynarkę, krawat, a był środek upalnego lata, i zacząłem szkolenie o usługach GSM. Od anegdoty, która -na szczęście- okazała się zabawna. Uffff.. Potem już poszło gładko. Wymyślaliśmy prawdopodobne i te najbardziej nieprawdopodobne zastosowania do usług, ilustrując to zabawnymi rysuneczkami. Tak czy inaczej bawiliśmy się znakomicie, i usługi internetowe, lokalizacyjne, i kolejne funkcjonalności poczty głosowej przy akompaniamencie salw śmiechu wchodziły nam do głów jedna po druiej... Nikt już nawet nie myślał o nie działającej klimatyzacji....
W pewnym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Pan w brązowej marynareczce z lat '80 Pewnie dyrektor, bo w tej firmie niemal każdy jest dyrektorem. Dyrektorem departamentu, dywizji, oddziału, schowka na mopy... Awanse, zwłaszcza wirtualne, są wszak dużo tańsze niż realne podwyżki.
Pan uciszył nas gestem i zapytał mnie: (byłem najstarszy i najgrubszy – szyli pewnie szef:)
-Czemu ci ludzie się śmieją?
-Bo są na szkoleniu i świetnie się bawimy - odparłem nieco zakłopotany...
-Szkolenie to nie jest miejsce na jakieś śmichy – chichy – odparł stanowczo Pan.
-Pan i ja – zacząłem tonem średniowiecznego trubadura – jesteśmy już w wieku, w którym śmiech drażni serce i niepokoi umysł, ale oni są jeszcze młodzi, radośni.
Pozwólmy więc im się śmiać i cieszyć życiem.... Przeżywać je....
Pan wyszedł bez słowa łupnąwszy za sobą drzwiami!
Potem okazało się, że wrócił do bura i napisał na mnie do centrali okropny paszkwil, że niby jestem arogancki, niekulturalny, taki, śmaki i owaki, i on sobie mnie więcej nie życzy w jego departamencie. No i już więcej do Olsztyna nie pojechałem.
No i teraz sobie myślę, że ten Pan w brązowym garniturku, to chyba nie był Bodhisattva. A już najbardziej to żal mi jego żony. Wyobrażam sobie jak mówi: „ Czemu się śmiejesz Lucyna? Łóżko droga Lucyno to nie jest miejsce na jakieś śmichy – chichy. Stosunek seksualny to poważna sprawa Lucyno.... ”
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz