czwartek, 6 sierpnia 2009

A Wola moja osmalona bezimiennym cierpieniem...

Z biegiem czasu, rok po roku inaczej patrzę na powstanie.... W ogólniaku był to Batalion Zośka i Parasol. Sanitariuszka Małgorzatka i Krzysztof Kamil Baczyński... I tak było wiele lat. Dochodziły do tego wyobrażenia różne obrazy i dźwięki, ale nie zmieniały zasadniczo tego romantyczno – heroicznego wyobrażenia... Pojawiła się historia Antoniego Ziębika ps. Bystry, i zbudowanej przez niego radiostacji Błyskawica. Poezja K.K. Baczyńskiego urzekała nas w ogólniaku a miejsce gdzie poległ darzę ogromną uwaga. Lata biegły aż tu nagle zacząłem szkolić dużą firmę na Woli. Wyszedłem na spacer delektując się słońcem i godziną spokoju aż do momentu zobaczyłem kamienny obelisk. Podszedłem bliżej a tam napis: „Miejsce uświęcone krwią Polaków. W tym miejscu Hitlerowcy zamordowali 700 tramwajarzy i mieszkańców Woli”
700 osób...
W zasięgu wzroku kolejna tablica i napis informujący, że w tym miejscu zamordowano dwustu polaków. W zasięgu wzroku odnalazłem kolejną tablicę informującą o 5000 zamordowanych polakach.

Zacząłem interesować się czym była „Rzeź Woli” i obraz powstania się zmienił. Zacząłem rozmawiać z ludźmi, dowiadywać się. Oprócz wspaniałego muzeum, martyrologii byli zwykli ludzie którzy jak to powiedziała jedna z osób: „my nie mieliśmy radia w maszynie do szycia i karabinu w szafie” . Dowiedziałem się też że na Woli nie było entuzjazmu. Zwykli ludzie wyprowadzani na rzeź przeklinali powstańców.
Baczyński zaś był snajperem... Hmmm.. Niby nic, ale w opisach powstania snajper zwykle jest Niemcem i morduje zza węgła. Często się słyszy :” zamordowana/y przez niemieckiego snajpera. Czyli tchórza z lunetą... Czyli Baczyński też mordował?

Kupiłem książkę Kazimierza Malinowskiego „Żołnierze łączności walczącej Warszawy”. PAX 1983. Pomimo roku wydania dość obiektywna i bardzo dokładnie udokumentowana. A przede wszystkim potwornie przygnębiająca.
Z punktu potrzeb współczesnego pola walki (1945) żadna łączność nie istniała. Owszem, były połączenia, były audycje, ale nie było skoordynowanego pola walki we właściwym znaczeniu tego słowa...



I nagle zacząłem inaczej postrzegać powstanie. Czy było potrzebne ? Pewnie tak. Tylko teraz gdzie indziej widzę ciężar cierpienia i bohaterstawa. I w tym roku nie pojechałem do muzeum tylko na Wolę, aby zapalić znicz i się pomodlić. Tam gdzie mury są jeszcze osmalone dymem palonych ciał. Ciał ludzi, którzy nie mieli broni, martyrologii i dumy i walki, tylko krótką jak mgnienie drogę z domu na podwórze..... A dalej już prosto, z dymem wprost do nieba...

Myślę że w kolejnych latach też nie dotrę dalej.
Dalej niż na Wolę....


frycz.pl

4 komentarze:

  1. kurcze, czemu piszesz takie rzeczy... a tak mi było dobrze myśleć o powstaniu jako o takim fajnym wesołym zrywie, tak jak śpiewa lao che: "tramwajem jadę na wojnę.... ja nie pękam, idę w śmierć od tak, na krótka koszulę!"
    Jasiński, Gajcy, ani Baczyński mi o tym nie powiedzieli, a Ty musiałeś popsuć tą całą powstańczą sielankę...
    Te pieprzone cywile i ich ryczące dzieci....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ruli, to są rzeczy których sobie nie poukładałem. Ale faktycznie miałem taki naiwny obraz "Zryw Bohaterskiej Warszawy" Zryw szalony, ale zryw. Walka nierówna , ale walka....
    Teraz zastanawiam się nad tym że de' facto to było rzucenie ludzi na rzeź....
    To nie była walka, to była UTYLIIZACJA, na jednego faszystę ginęło 100 Warszawiaków!!
    1:100
    T nie było powstanie, a Baczyński?
    Patrzę na niego inaczej....

    OdpowiedzUsuń
  3. no tak, ciężko się nie zgodzić w sprawie powstania, ale w porównaniu do naszych wieszczy narodowych (grzejących dupę na wersalu i przy okazji łapiąc syfilisa od paryskich dziwek) to Baczyńskiemu wiele zarzucić nie można.... zresztą wiesz... nie nam o tym dyskutować bośmy zamłodzi trochę... a wracając do Baczyńskiego, to widać, że się bidny nie mógł w tym wszystki odnaleźć się... jak to dobrze nie wiedzieć co nas czeka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, ja to nazywam paradoksem SS-mana.
    Opiszę to szerzej w innej notce.
    Ale jak wchodzi SS-man i Cię (mnie, kogokolwiek)zabija to jakby wygrywa. No bo on żyje a Ty nie. Rachunek jest jasny.
    Ale jeśli Ty (ja, ktokolwiek) zabijesz jego to też przegrywasz, bo... zabiłeś człowieka. A jemu o to chodziło...

    OdpowiedzUsuń